wtorek, 17 listopada 2015

ROZDZIAŁ 1

#ALEX#

Głowa mnie boli. Tak troszeczkę bardzo. I boli mnie głowa. I ciemno mi przed oczami. "Bo masz je zamknięte?!". A racja. Otworzyłam powoli oczy, co nie zmienia faktu, że nadal widze ciemność. Poruszyłam swoimi kończynami i stwierdziłam, że jestem w czymś zamknięta. Coś jakby pudełko albo...szafka?! Ruszyłam bardziej prawą ręką i delikatnie uchyliłam drzwiczki. Użyłam więcej siły i otworzyłam je na szerokość. Lekko oślepiło mnie światło. Czułam się jak kret i pewnie tak też wyglądałam. Byłam w łazience, w szafce pod umywalką. "Co do...?!" Coś ruszyło się w wannie. Podniosłam się chwiejnie i podeszłam bliżej. Ten ktoś wyglądałby jak Louis Tomlinson, gdyby nie wąsy i broda i mono dorysowane markerem i do tego peruka o fioletowych włosach w stylu afro. Nieźle. Coś do mnie dotarło. No naprawdę w czas i w ogóle, ale...To nie moja, ani Ann łazienka. Holy fuck! Kim jest ten facet?! Chyba lepiej wyjść z łazienki i rozejrzeć się, znaleźć Ann i dowiedzieć się gdzie jestem. Bo Ann też musi gdzieś tutaj być...Po wyjściu z łazienki znalazłam się w jakimś korytarzu, który prowadził w dwie strony. Poszłam tym w stronę schodów, a przynajmniej tak mi się wydawało. Jednak dobrze mi się wydawało, bo znalazłam się na dole. I o dziwo się nie zabiłam! "A co jeśli na dole są jacyś pedofile?". Spokój, Al. Bądź dobrej myśli. "Może mają tu plantację marychy? Albo są członkami gangu?". Mówiłam: spokój. "Mordercy?". Alex! Usłyszałam (chyba z kuchni) jakieś głosy. "Mówiłam, że gwałciciele!" Dziwnie znajome te głosy, ale jednak nie potrafiłam rozpoznać. Zajrzałam do kuchni, ale zaraz się cofnęłam.

-Co do...?-ktoś mnie jednak zauważył. Delikatnie wychyliłam się zza framugi. Trzech chłopaków patrzyło na mnie uważnie. Schowałam się z powrotem. Okay, Alex. Idź. Oni są nastawieni pokojowo. Wzięłam głęboki wdech i wyszłam. Spojrzałam na ich twarze i zamarłam w miejscu. Zamrugałam parę razy analizując w skupieniu ich twarze.  

-Eeee?-wydukałam, bo mój mózg odmówił współpracy. Akurat teraz spakował manatki i wyjechał na wakacje. W sumie to często tak robi...

-Ona tak stoi od 5 minut.

-Wszystko z nią okay?

-Oddycha?

-Halo? Dziewczyno? Żyjesz?

-Nie reaguje. Co jej się stało? 

-Ruszyła ręką!

-Mrugnęła! 

-Huh?-wydukałam. Zachwiałam się delikatnie. Obok mnie pojawił sie jeden z nich i po chwili mój tyłek był na krześle. Bo głową byłam zupełnie gdzieś indziej. Mój mózg rzucił wszystko i wyjechał w Bieszczady czy coś tam...Widziałam, że jeden z nich porusza ustami, jakby o coś pytał.

-Masło.-odpowiedziałam schrypniętym głosem.

-Chyba nie jest z nią dobrze. 

-Jak masz na imię?-to to było to pytanie. Ups.

-Żaneta? Nie...chwila. Lucyna? Też nie! A...A...A...

-Amelia?

-Nie.

-Agnes?
-Nie.
-Afrodyta?
-Co? Nie.
-Ally?
-Nie....A...Al...ALEX! Mam na imię Alex!-wreszcie wpadło.
-Na pewno?-usłyszałam pytanie.
-Aha. Tak.-pokiwałam twierdząco głową.
-Ja mam na imię...-zaczął jeden z nich, jednak nie skończył, bo przerwało mu wycie. 
-AAAAALEEEEEX!-to nie wycie. To Ann. W sumie bardzo podobne do wycia. Trzech chłopaków spojrzało się na siebie pytająco, a potem na mnie. Cooo? Aaaaa. Bo to Ann krzyczała moje imię. Ups. Poderwałam się i pobiegłam jej szukać. 
-Ann?-zawołałam, kiedy byłam na piętrze.
-Alex?!-odezwała się z pierwszego pokoju po lewej stronie korytarza. Wpadłam tam jak do stodoły i ją znalazłam. Kurde, siedziała w kącie, obejmując nogi i opierając podbródek o kolana. Patrzyła przerażona na mnie i ruszała się jak dziecko z chorobą sierocą. Na łóżku siedział czwarty chłopak. No super. Ann w sekundę znalazła się w moich ramionach.
-ALEX. Bo ja...bo on...bo my...nie ten tego...ale...on i ja...i łóżko...i wiesz...i tego my no...-i jak to Ann: wybuchnęła płaczem. Przytuliłam ją do siebie, no bo jest dzieckiem specjalnej troski i w ogóle trzeba się nie opiekować i obchodzić jak z dzieckiem. Spojrzałam na chłopaka w łóżku.
-Nic jej nie zrobiłem. Tylko spaliśmy.-pokiwałam głową i zaprowadziłam Ann do kuchni, ponieważ wiedziałam jak tam dojść. Trójka chłopaków stała tam tak, jak ich zostawiłam. 
-Alex?-zagadnęła Ann. Usiadła na krześle i patrzy w skupieniu na chłopaków.
-Tak?
-Czy to...?
-Tak.
-Czy ja...?
-Tak.
-Czyli...CO?!-zawołała.
-No właśnie nie wiem. Co się wczoraj działo?-spytałam patrząc wyczekująco na resztę zebranych w kuchni. W sumie to głodna jestem.-Nie pogardziłabym śniadankiem, koledzy.
Ten lokaty, czyli Harry, wziął się za robienie kanapek. Pozostałe 2/5 One Direction usiedli przy stole. Tak, jesteśmy w domu One Direction, najsławniejszego brytyjsko-irlandzkiego zespołu w historii. Super. Po chwili stanął przede mną talerz z kilkunastoma kanapkami. Zabrałam się do jedzenia. 
-Więc?-ponagliła Ann. Do kuchni wszedł jeszcze Zayn, z którym to nasza kochana Ann spała w jednym łóżku. Pomijali się wzrokiem. Spojrzałam po wszystkich przeżuwając ostatnią kanapkę. Ostatnią. A nadal jestem głodna.
-Co chcecie wiedzieć?-spytał Harry, który jak na razie mówił najwięcej.
-No chyba wszystko, nie?-parsknęłam, prawie opluwając Zayna resztą szynki i pomidora. 
-Liam, ty byłeś trzeźwy jako jedyny.-westchnął Niall. Spojrzałam na bruneta wyczekująco.
-Chłopcy was zobaczyli w klubie. Alex jadła coś przy stoliku i od razu Niall do niej podszedł. A Harry zobaczył Ann przy barze i chciał ją wyciągnąć do tańca. Jednak nie chciała pójść. Później siedziałyście z nami przy stoliku i chłopcy po kolei wlewali w was alkohol. No i tak upiłyście się do nieprzytomności. Pominę to co robiłyście i to, co robili oni.-tu wskazał głową na skacowanych chłopaków.-Zamówiłem taksówkę i zabrałem was do domu. Trochę jeszcze pomęczyliście i pochowaliście się gdzieś.
-Oj, grubo.-skomentowała Ann. No faktycznie, grubo.
-No nieźle.-dodałam od siebie. To i tak dobrze, bo po ostatniej imprezie obudziłam się z moim przyjacielem na farmie w Polsce...No ale cóż: możesz planować imprezę, ale i tak wszystko coś strzeli. A właśnie: gdzieś na tej imprezie zgubiłyśmy naszych towarzyszy. Ashton i Tyler, nasi przyjaciele.
-Ej. A nie kręcili się wokół nas dwaj chłopcy? Ciemnowłosy i no ciemnowłosy?-spytała Ann jakby czytając mi w myślach. A więc nasza telepatia między-przyjacielska działa na kacu.
-No jakiś chłopak, który przedstawił się jako Arnold, chciał zatańczyć z Ann.-przypomniał sobie Liam. Spojrzałyśmy na siebie.
-Tyler.-powiedziałyśmy równo. Ann wyjęła swoj telefon i zobaczyła 123 nieodebrane od Tylera i 23 od Ashtona. Wiadomości było jeszcze więcej. Mniej więcej to samo u mnie. Postanowiłam zadzwonić do Ashtona. 
[ROZMOWA TELEFONICZNA]
Ash: Halo?
Ja: Zanim zaczniesz krzyczeć, chcę ci powiedzieć, że jestem w ciąży i nie można mnie stresować.
Ash: ALEX!...Czeka...ŻE NIBY W CZYM JESTEŚ?!
Ja: Nic mi nie jest. Po imprezie zabrali nas znajomi, bo byłyśmy mega zalane. Żyjemy, wszystko z nami okay, zjadłam ci czekoladki spod poduszki i zgubiłam Tylerowi iPoda.
Ash: Żeee...co?
Ja: No ale to nie chcący, wiesz, że mam słabość do czekolady.
Ash: Nie o to mi chodzi...
Ja: Tego iPoda to on mi tak sam z siebie uciekł z torebki. Nie mów Tylerowi.
Ash: Sama mu powiesz. Ale ja nadal nie wiem o tym.
Ja: Ale o czym? 
Ash: No o TYM.
Ja: Ash, o CZYM ty do mnie mówisz?!
Ash: JAK TO JESTEŚ W CIĄŻY?!
Ja: A! Nie jestem, powiedziałam tak, żebyś na mnie nie krzyczał.
Ash: CO TY SOBIE DO CHOLERY WYOBRAŻASZ?! IDZIEMY RAZEM DO KLUBU, A TY ZNIKASZ Z NIEZNAJOMYMI, SZUKAMY WAS PRZEZ PÓŁ NOCY, PRZEZ DRUGIE PÓŁ MYŚLIMY, CZY ŻYJECIE I CZY NIE PÓJŚĆ NA POLICJĘ ZGŁOSIĆ WASZE ZAGINIĘCIE!
Ja: Dramatyzujesz...
Aah: DRAM...JA DRAMATYZUJE?! A TY BYŚ NIE DRAMATYZOWAŁA, JAKBYŚMY MY ZNIKNĘLI PO RAZ KTÓRYŚ W KLUBIE I NIE DAWALI ZNAKU ŻYCIA?! MAM CI PRZYPOMNIEĆ ILE WAS SZUKALIŚMY PO SYLWESTRZE?! ILE?!
Ja: Tydzień.
Ash: NO WŁAŚNIE, AL! TYDZIEŃ! POGADAMY JAK WRÓCICIE DO DOMU! W OGÓLE: JAK WY MACIE ZAMIAR WRÓCIĆ?!
Ja: Taksówką? 
Ash: WIDZĘ WAS ZA 2 GODZINY W DOMU! 
[Koniec rozmowy]

Mamy przejebane. I to nieźle przejebane. Wkurzony Ashton i wkurzony Tyler to gorzej niż Ann, kiedy ma okres.
-Alex? Co jest?-spytała Ann, widząc jak chowam telefon do kieszeni z pokerfacem na twarzy.
-Mamy przeeejebane. I to ostro.-westchnęłam. Chłopcy spojrzeli na mnie dziwnie. 
-Wasi chłopcy są wkurzeni?-spytał Louis. Spojrzałyśmy na niego zdziwione. 
-Kto? Nasz kto?-spytałam z miną "WTF?!".
-No wasi chłopcy.-powtórzył Louis, a że nadal nie czaiłyśmy, to zaczął wymieniać.-Druga połówka? Yin do twojego Yang? Miłość twojego życia? Miodek do twojego uszka?
-Chyba się zapędziłeś, Lou. Zrozumiałyśmy przy "Miłości twojego życia".
-Ale odpowiadając na twoje pytanie: nie. To są tylko nasi przyjaciele, największe debile na świecie i no.-wyjaśniła Ann. Spojrzałam na nią zdziwiona. 
-W skrócie? Gnojki z którymi gadamy.-mruknęłam, chwytając szklankę z sokiem Nialla.
-Hej, to było moje!-pisnął jak mała dziewczynka. Spojrzałam na niego przystawiając usta do szklanki.
-No właśnie: BYŁO.-powiedziałam i wypiłam kilka łyków soku. Po czym oddałam mu szklankę, wstałam i wyszłam z kuchni. Trafiłam do salonu, gdzie grał telewizor i akurat leciał jakiś film z Adamem Sandlerem. Nie zwracając na to zbytnio uwagi wyszłam jakimś przejściem i znalazłam się na korytarzu. Poszłam w prawo i przeszłam jakimś innym przejściem i znalazłam się z powrotem w kuchni. Wszyscy patrzyli na mnie w skupieniu, jakby oczekiwali, kiedy coś powiem. Wróciłam się tym samym przejściem, poszłam w lewo, jakimś przejściem w prawo i znalazłam się w ogrodzie. No cholera, jak tu dojść do łazienki? Wróciłam się tak samo jak przyszłam i znalazłam się w pokoju, gdzie stała wielka, plastikowa kura. Gdzie ja się znalazłam?! Chyba będę potrzebować mapki lub GPSa. Jakoś znalazłam z powrotem w kuchni. 
-Alex?-spytał Liam. Spojrzałam na niego wkurzona.
-Nie, kurwa, Baba Jaga!-warknęłam.
-A podobna jesteś.-mruknął Harry, jednak nie skomentowałam, tylko zgromiłam go spojrzeniem, które mogłoby go zabić.
-Pokaże mi ktoś, gdzie tu do jasnej ciasnej jest kibel?!-wrzasnęłam porządnie zirytowana. Liam wstał i stwierdził, że mi pokaże. Zaprowadził mnie do schodów, potem po schodkach na górę, w prawo, lewo i jesteśmy w łazience.
-Dzięki. Będziesz mi musiał narysować mapkę po waszym mieszkaniu. Tak na przyszłość.-uśmiechnęłam się do niego i zniknęłam za drzwiami łazienki.
-Trafisz z powrotem do kuchni?-spytał jeszcze Liam, ale ja nie odpowiedziałam. Może zrozumie i poczeka. W sumie to to całe 1D jest w porządku, jak na takie wielkie gwiazdy. Zachowują się jak normalni ludzie. No może z wyjątkiem tego wielkiego barana, Harrego. Chociaż może się przekonam do niego. Kiedyś. Jak na razie jestem skołowana. I to bardzo. Nie wiem co się działo i w sumie nie wiem co się dzieje. Znaczy się wiem, ale nie wiem. Znaczy no wiem, ale...No nie ważne. Załatwiłam swoje potrzeby i w miarę ogarnęłam wygląd. Wyszłam z łazienki i trafiłam na Liama.
-Czy ty mnie podglądałeś?-spytałam podbierając się pod bokami i patrząc na niego podejrzliwie.
-Nie pochlebiaj sobie. Drzwi były brudne.-powiedział prychając i prowadząc na dół. Czyli mamy do czynienia z Liamem Paynem, czyścioszkiem, dobrze wychowanym, grzecznym, nie pijącym, nie palącym i nie przeklinającym, i pedancikiem, i tak dalej? Li zjebał się nagle ze schodów.
-Nosz kurwa jebana jego mać!-krzyknął wkurzony. Czyli jednak przeklinający, ok. Weszłam w podskokach do kuchni, gdzie siedzieli pozostali i się z czegoś śmiali. Pewnie z Ann, jak zwykle. Nabrałam chcicy na spaghetti. Napisałam szybkiego smsa do Asha, żeby zrobił spaghetti. 
-My się będziemy za niedługo zbierać do domu. Chłopaki nas zabiją.-powiedziałam patrząc na każdego z nich. Dostałam smsa od Ashtona. "Zrobić to ja ci mogę wpierdol." Ups? To chyba na prawdę są wkurzeni. 
-Wiecie, że zawsze możemy się jakoś spotkać? Wiecie gdzie mieszkamy i zawsze możecie wpaść.-powiedział Zayn. Spojrzałyśmy na niego z wyszczerzem. 
-Miałyśmy nadzieję, że któryś to powie.-zarechotała Ann. Chłopcy się uśmiechnęli. 
-Może dacie nam swoje numery? A my wam nasze?-spytał Louis. Niall wyciągnął w moją stronę telefon. Wpisałam mu szybko swój numer. 
-Przepraszamy was za wszystko.-zaczęłam.
-Ale duża ilość alkoholu tak na nas wpływa i robimy różne głupie rzeczy. Ale tym razem chyba wyszło nam to na dobre.-zaśmiałyśmy się. Wstałyśmy od stołu i skierowałyśmy się do przedpokoju. Ubrałyśmy buty i...dlaczego moja kurtka jest w rzygach. 
-Chłopaki?-spytałam patrząc na moją kurtkę w kałuży wielkich, śmierdzących rzygów.-Dlaczego moja kurtka jest w czyichś wymiocinach? 
-Emm...nie pamiętam.-powiedział Louis. Liam spojrzał na niego krytycznym spojrzeniem.
-Tak?! Bo akurat ty narzygałeś tutaj, potem zasnąłeś w tych rzygach i ktoś cię musiał odholować do pokoju.-zamachał rękami Payno. Louis spojrzał na niego przepraszająco.
-A jaki z tym związek ma moja kurtka?-spytałam patrząc po twarzach wszystkich. Na twarzy każdego było zastanowienie, tylko twarz Harrego wyrażała taki bad pokerface.-Harry, masz mi coś do powiedzenia?
-Emmm...no bo ten...-jąkał się Styles.-Bo jak rano wstałem to wdepłem w te rzygi. I żeby nikt w nie nie wszedł to je przykryłem tym, co było pod ręką. 
-A nie mogłeś tego posprzątać?-spytałam patrząc wkurzona na niego.
-A mi się nie chciało. Przepraszam, Al.-wymamrotał smutno. Prychnęłam wkurzona. 
-Wypierzemy ci tą kurtkę, w porządku. Weź sobie czyjąś bluzę.-powiedział Zayn. Odwróciłam się i wzięłam pierwszą z brzegu, szarą bluzę. 
-To moja, bierz.-uśmiechnął się Horan. Posłałam mu wesoły uśmiech i narzuciłam bluzę na ramiona. Pożegnałyśmy się ładnie z chłopakami, powiedziałyśmy, żeby zadzwonili kiedyś i wyszłyśmy. Zamknęłyśmy za sobą drzwi i zaczęłyśmy piszczeć. 
-Spotkałyśmy One Direction!-zaczęłyśmy wrzeszczeć. Nagle zza drzwi wystawił głowę Zayn. 
-Nadal was słychać. Musicie iść troszkę dalej i wtedy.-zaśmiał się i schował. Parsknęłyśmy śmiechem i ruszyłyśmy do domu. Złapałyśmy taksówkę i pojechałyśmy. 
-Boję się reakcji Ashtona i Tylera. Oni nas zabiją.-powiedziała Ann.
-Wiem. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło: stara, poznałyśmy One Direction!-pisnęłam wtulając nos w bluzę Nialla. Pachniała tak cudownie, awwww! Dojechałyśmy pod dom. Chwila prawdy. Zapłaciliśmy taksówkarzowi, wysiadłyśmy i skierowałyśmy się do domu. Będąc pod drzwiami spojrzałyśmy się na siebie niepewnie i weszłyśmy do środka. Cisza. Ściągnęłyśmy buty i skierowałyśmy się do salonu. 
-Hello?-zawołała Ann.
-It's me. I was wondering if after...-zaczęłam śpiewać piosenkę Adelle "Hello". Zostałam zgromiona zabójczym spojrzeniem Ann. Dotarłyśmy do salonu, a tam siedział Tyler i Ashton na dwóch krzesłach obrotowych. Siedzieli tyłem do nas i jak usłyszeli nasze ciche "kurwa" to się odwrócili. Mieli śmiertelnie poważne, grobowe miny. Śmiertelne i grobowe hahaha. Dobra, nie śmieszne. Cała ich postawa świadczyła o tym, że są wkurzeni i przygotowali dla nas ostry wpierdol.
-Witajcie w piekle, robaczki.-zaśmiali się jak horrorze. Kurwa, mamy przesrane. 

1 komentarz: